Grasowala w miescie szajka o prostym schemacie dzialania: nieostrozny obywatel, ktory zlekcewazyl ostrzezenia bliskich i wyszedl noca na ulice, byl zaciagany do ciemnego zaułka, katowany, a nastepnie okradany z portfela, zegarka etc. A jak byl jeszcze w stanie pyszczyc to dostawal kose miedzy zebra i pyszczyc przestawal.
Czlonkiem szajki byl pewien drobny oszust i cwaniaczek.
Z uwagi na tchorzliwy charakter do mokrej roboty sie nie nadawal.
Jako, ze posiadal w miare nieodpychajaca powierzchownosc szajka na czas "roboty" wystawiala go na czaty.
Korzysc byl podwojna, bo czatownik za swe uslugi nie oczekiwal niczego poza dobrotliwym poklepaniem po policzku przez szefa szajki.
Az pewnego dnia nasz bohater zażądal swojej czesci "urobku", grożąc, ze juz nie bedzie dluzej stal na czatach!
Rozeszla sie wiesc po miescie. Zadziwila sie publika: "Jaki on dzielny! Wszedl do gry! Postawil sie hersztowi."
Moze sie i postawil.
Tylko jaka to roznica dla zadźganego obywatela?
